Komentarze: 0
Akolita rozglądał się po komnacie nieco wystraszony, w końcu nie codziennie zdarzało się odwiedzić widzącego. Wystrój, a raczej bałagan zdawał się potwierdzać, że właścicielem musi być widzący, normalna osoba nie była by w stanie niczego znaleźć w stosie papierów pomieszanych z chemikaliami i rzeczami o których lepiej było nie wiedzieć czym są.
-Coś jeszcze akolito.? – Głos był miły dla ucha, miękki, niemal namacalnie puszysty, w przeciwieństwie do wysuszonego, starego osobnika, do którego należał.
-Tak, mam pytanie, chodzi mi o umarłych strażników mistrzu, czy oni ... czy muszą tak cierpieć?
-Dobre pytanie chłopcze.-twarz starca poszarzała i o ile to możliwe, zrobiła się dwa razy starsza od posiadacza. – Widzisz, dokoła nas toczy się wojna. Nawet jeśli teraz jej nie doświadczamy, cały czas ona jest. Przyczajona, czeka by nasz świat zniszczyć. Do prowadzenia wojny potrzebne są dwa typy wojowników, obrońcy i strażnicy. Pierwsi to dosyć prosta sprawa. Broni się najlepiej tego, co się szczerze kocha. Wyobraź sobie przybytek ladacznic, w którym właśnie przebywa oddział żołnierzy. Jeśli okaże się, że łączy ich z ladacznicami coś więcej niż interes, najgorszym co możesz zrobić to zaatakować ten przybytek, gdy są w środku. Ale, jeśli chcesz wyhodować sobie na prawdę nieustraszonego i zajadłego wroga – opuścił głowę a w kącikach oczu pojawiła się łza – Zabijasz wszystkie ladacznice, zaraz po wyjściu żołdaków. Możesz być pewien, że prędzej czy później oni Cię znajdą. A śmierć Twoja zależna będzie tylko od tego, jak mocną miłość zniszczyłeś.
---------
Deszcz padał od kilku dni. Nie bardzo pamiętał od ilu, w ogóle niewiele pamiętał oprócz twarzy, dzieci, kobieta, śmierć płomienie .. wstrząsnął nim spazm płaczu, ale nie było łez.
Wypuścił sondę ... W przełęczy wyczuł ich, tropił ... nie pamiętał jak długo. Orkowie z klanu Ghall, mieli być wytępieni, ale on wiedział, szukał, teraz ... teraz przyszedł jego czas.
--------
-Bogini, wytłumacz słudze...
-Tak?
-Widzę zbrojnego, piechur w ciężkiej zbroi, ale nie rozumiem. Brak tarczy, dwa miecze, ciężka zbroja ... tak nie da się walczyć.
-Głupcze, widzisz, ale nie rozumiesz! Zbroja to mitrill w najczystszej postaci, lekka jak dla zwiadowcy, twarda jak diament. Miecze to adamant i księżycowy metal, najlepsze na walkę z hordą. Nie ma tarczy bo nie idzie się bronić, idzie zabijać idzie w końcu umrzeć. Biedak, nie wie, że to wszystko ułuda, kłamstwo. Tylko jego śmierć będzie prawdziwa, lecz żaden bóg nie pozwoli odejść tak skrzywdzonej istocie bez legendy
-Bogini ...
-Tak
-Wybacz o Pani, byłem ślepcem.
-Wiem, dla tego ludzie zwą Cię widzącym ... jesteś ślepy, ale zawsze pytasz.
--------
Wpadł w pierwsze szeregi orków z furią tajfunu. Jego oczy ... czarny ogień, szał śmierci, głębia pochłaniająca ofiary.
W pierwszych szeregach zakotłowało się, padły pierwsze trupy. Nie musiał dbać o taktykę, nie musiał mierzyć ciosów, gdzie nie skierował się któryś z mieczy padał trup. Jednak zaskoczenie nie trwało długo. Horda, szczególnie orków słynęła z twardych wojowników.
Szeregi się zwarły, tarcze podniosły, włócznie zaczęły szukać miejsca pomiędzy częściami zbroi. Niewiele zdawało się zmieniać. Wojownik tańczył taniec śmierci, kolejne trupy padały, zdawał się niezwyciężony, jednak ...
Pierwsza włócznia pokryła się czerwienią, w morzu zielonej krwi pojawiła się czerwona kropla ... jedna, następna. Wojownik nic nie czuł. Cios, cios, nie ma czasu na gardę ... żona, zabita gnolowym bełtem, jej zwłoki gwałcone przez gobliny, dzieci ... jedno pożarte żywcem, drugie rozerwane na strzępy przez wargi. On przywiązany do pala ofiarnego. Łzy, wybawienie, cierpienie ... śmierć.
Pierwsze szeregi orków już wiedziały, nie walczyły z człowiekiem, walczyły z samą śmiercią, a z nią ... nie da się walczyć.
Człowiek już nie stał, poruszał się na klęczkach. Raz po raz bełty zagłębiały się w miejsca odsłonięte od zbroi, nie ginął. Nikt nie chciał podejść i zadać ostatecznego ciosu.
-Nazywam się Kirshal – wycharczał wojownik. – I zabieram was ze sobą na mocy prawa wiecznej zemsty.
Ogień z jego oczu rozlał się na całą hordę. Koniec. Koniec cierpienia, koniec wszystkiego
-Chodź ze mną powiedziała Bogini, bardowie już układają pieśni na Twój temat, ja jednak muszę Ci coś powiedzieć, musisz poznać prawdę człowieku.
--------
-Wasza wysokość, posłaniec z wieży magicznej. To ponoć pilne.
-Wasza wysokość – następny głos był przerażony – widziano rozbłysk czarnego ognia na zachodzie
-Panie – mag był, magiczny w każdym calu. Kapelusz, szata kostur. Czego mógł chcieć? Od setek lat żaden z nich nie pojawił się na zamku.
-Tak, czegóż chcecie?
-Panie, horda powraca, zginął pierwszy umarły strażnik, gotuj zbrojnych, okaże się, czy ludzie przetrwają i to niebawem.
Władca pobladł. Nigdy nie słyszał, żeby komukolwiek udało się zabić choć jednego umarłego strażnika, musiał trafić na setki wrogów. Kończy się czas pokoju.
(z kronik początków mroku rok zagłady)
Wszelkie prawa do powielania, czy kopiowania zabronione. Do inspirowania nie ;P