Kategoria

Fantasy


kwi 06 2014 Śmierć Marsa
Komentarze: 0

Karczma wyglądała jak każda inna w tej okolicy. Była jedynie ... większa od innych i wokół niej z czasem zaczęła powstawać niewielka osada. Ot odwieczne prawo uczęszczanych szlaków. Wędrowiec, odziany w ciemną szatę z kapturem zasłaniającym twarz rozejrzał się dokoła.
-Miejsce dobre na śmierć jak każde inne. – mruknął do siebie i uśmiechnął się z przekąsem. Ruszył w stronę wejścia karczmy.
W środku panował zgiełk jak w wyszynku w centrum stolicy księstwa, a może nawet jak w królewskich miastach. Wielość ras, różne mowy, różne wiary, widać było, że to centrum odpoczynku w podróży zewsząd do gdziekolwiek.
Podróżny wypatrzył miejsce gdzieś na uboczu, rozciągnął wokół siebie magiczną zasłonę, która pomagała w unikaniu wścibskich oczu, zaczął obserwować. Jego uwagę przyciągnął rubaszny głos kobiecy z głębi głównej sali.
-Szukasz zwady krasnali pomiocie, nie takim jak ty ręce i nogi wyrywaliśmy i to żywcem.
-Nie Pani, wybacz Pani.
-A ty elfie ścierwo? Czegoś chciał?
-Nic Pani, już mnie nie ma wybacz.
Wędrowiec zaciekawiony i rozbawiony nieco sytuacją wypuścił delikatną sondę w stronę kobiety, o której dało się powiedzieć tyle, że nie mogła być normalną, skoro przychodziła do karczmy w pełnej zbroi płytowej, a z pod hełmu widać było tylko oczy nos i usta i to prawdopodobnie tylko po to, by móc spokojnie sączyć lokalne wino.
Kobieta zareagowała nadspodziewanie i to nie tylko dla tego, że poczuła coś, czego nie powinna wyczuć, ale szybkość z jaką w jego stronę pomknął sztylet była niemal fascynująca. Z niemałym trudem odbił go karwaszem, kobieta była już przy nim trzymając drugi sztylet przy jego szyi.
Uśmiechnął się do siebie, delikatnie dając znać, że jego miecz jest niebezpiecznie blisko pachwiny napastniczki.
-Witaj Pani, rzadko w tym świecie widuję starożytne rasy, a już mroczni elfowie? Myślałem, że wyginęliście.
-Kim jesteś warknęła, nie dostrzegam rysów twej twarzy, cóż to za magia obcy człowieku?
Pomyślał, że była by pięknym wampirycznym wojownikiem, rzadko kiedy podobały mu się mroczne elfki.
-Odstąp Pani, nim twa reputacja legnie w gruzach, jak i Twe piękno ucierpieć może. Dawno chyba już sama tułasz się po świecie, skoro nazywasz mnie człowiekiem.
W oczach elfki zauważył strach i niedowierzanie, odsunęła się nieco i opuściła sztylet, pozwolił sobie na to samo.
-Masz rację obcy, zapomniałam już, że oczom nie zawsze powinno się ufać. Witaj więc smoku, - uśmiechnęła się zaczepnie. – Jak mam Cię zwać, chciała bym wiedzieć, jakie imię wyryć na twym nagrobku.
Wędrowiec zdjął kaptur, Błękitne oczy, włosy proste o nieokreślonym kolorze i długości. Twarz piękna, anielska.
-Jestem Marsmadonis pani, a Ty?
-Na niebiosa, smok wojny zwany Marsem- cofnęła się o dwa kroki przerażona, wybacz me maniery. Dawno faktycznie nie widziałam nikogo ze starożytnych, ale smoka i to jeszcze ...ehh, jestem Helena ostatnia córka plemienia z Mrocznych Pieczar Śmierci.
Skinął głową. – Co trzyma tu starożytną, chyba nie smak tutejszego napitku.
Wygięła szyderczo usta, sadowiąc się na przeciwko smoka, w pozycji która umożliwiała jak najszybsze sięgnięcie do broni.
-Nie – odparła.
-Rozmowna jak wszyscy z Twego szlachetnego plemienia.
-A Ty panie smoku?
-Ja też nie.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, poczym oboje wybuchli śmiechem.
-Karczmarzu wina dla mnie i mojego gościa – zagrzmiała kobieta – a i mięsiwa nie żałuj, bo strudzony na pewno wielce. – Jak rozumiem, rzuciła w stronę smoka tak by nikt nie usłyszał, raczej jagnięciny na ostro przyprawianej siarką chcieć nie będziesz – i głośniej do karczmarza – dziczyznę przynoś.
Smok zachichotał – Chyba nie ufasz plotkom Pani. Ten szewc, zacny z niego człowiek był i wielkiej odwagi. Miał prawo do własnej legendy.
-Jak to, znaczy przeżył?
-Owszem, przydał mi się mocno. Pogłoski o mojej śmierci zawsze dawały chwilę oddechu. – uśmiechnął się smutno.
...
Zmierzch zapadał nadspodziewanie szybko. Słoneczne niebo nagle poszarzało, żeby w niedługim czasie zrobić się zupełnie granatowe.
Smok rozejrzał się po karczmie, było zbyt ciemno jak na tą godzinę. Szybkim ruchem przyciągnął elfkę do siebie.
-Krwiopijcy szepnął, nie zgubiłem ich jak sądziłem.
-Ilu szepnęła.
Wypuścił sondy, wyczuł koło setki.
-Jeśli czegoś szybko nie wymyślimy to nie zostanie tu nikt żyw.
-Oni szukają tylko Ciebie- mruknęła elfka.
Smok poczuł ukłucie w nadgarstek. Czarny lotos, to go nie zabije, ale skutecznie pozbawi magii. Odepchnął mroczną, pofrunęła na środek Sali prawdopodobnie łamiąc sobie przy okazji jakieś kości. Nie był pewien, czuł się goły bez mocy. Ktoś go zdradził, kto?
Drzwi karczmy otworzyły się z hukiem, weszła przez nie nieziemsko piękna kobieta.
Zwiewna szata ledwo okrywała jej kobiece kształty, włosy falami spływały niemal żywym strumieniem smoły zatrzymując się dopiero w okolicy pasa.
-Bellona – wyszeptał smok, w jego oczach pojawiły się łzy.
Mrok był wszędzie, kły szarpały, pazury darły ... stał oparty plecami o jakieś resztki ściany. Miecz raz po raz unosił się i opadał, aż stanęła na przeciwko niego.
-Mój Panie.
-Kochana – wyszeptał – nie potrafię – opuścił miecz.
-Kobieta z prędkością błyskawicy dopadła smoka zanurzając świetliste ostrze, które niewiadomo kiedy znalazło się w jej ręku, w jego piersi.
-Bellona, wybaczam Ci – smok osunął się na kolana – kocham Cię.
Wampirzyca z niedowierzaniem poczuła ból w okolicy piersi. Upadła na kolana jak smok.
- Nieee, Drakulis! Obiecałeś. – Krzyknęła. – Spojrzała na konającego smoka. – To wszystko było kłamstwo – szepnęła - przepraszam.
-Wiem kochana, żegnaj.
Oboje jednocześnie osunęli się na ziemie, która zadrżała.
.....
-I tak drodzy studenci odszedł jeden z ostatnich smoków. Być może najpotężniejszy z nich. Zabity przez miłość swojego życia.
-A czemu zginęła Bellona?
-Jego druga połówka, jego życiowa miłość, stworzona dla niego ... cóż, wiązała ich magia życia i śmierci. Nieliczne wampiry wiedziały o tym, że życie ich protoplastom dało serce smoków i wraz z jego śmiercią, to życie traciły. Ale często nienawiść była silniejsza niż ta wiedza. Większość pierwotnych wampirów jednak nie dawała się oszukać i ginęły w obronie swych smoczych miłości. Ginęli razem.



(Historia Smoków)

Wszelkie prawa do powielania, czy kopiowania zabronione. Do inspirowania nie ;P

mar 05 2014 Śmierć martwego strażnika
Komentarze: 0

Akolita rozglądał się po komnacie nieco wystraszony, w końcu nie codziennie zdarzało się odwiedzić widzącego. Wystrój, a raczej bałagan zdawał się potwierdzać, że właścicielem musi być widzący, normalna osoba nie była by w stanie niczego znaleźć w stosie papierów pomieszanych z chemikaliami i rzeczami o których lepiej było nie wiedzieć czym są.

-Coś jeszcze akolito.? – Głos był miły dla ucha, miękki, niemal namacalnie puszysty, w przeciwieństwie do wysuszonego, starego osobnika, do którego należał.

-Tak, mam pytanie, chodzi mi o umarłych strażników mistrzu, czy oni ... czy muszą tak cierpieć?

-Dobre pytanie chłopcze.-twarz starca poszarzała i o ile to możliwe, zrobiła się dwa razy starsza od posiadacza. – Widzisz, dokoła nas toczy się wojna. Nawet jeśli teraz jej nie doświadczamy, cały czas ona jest. Przyczajona, czeka by nasz świat zniszczyć. Do prowadzenia wojny potrzebne są dwa typy wojowników, obrońcy i strażnicy. Pierwsi to dosyć prosta sprawa. Broni się najlepiej tego, co się szczerze kocha. Wyobraź sobie przybytek ladacznic, w którym właśnie przebywa oddział żołnierzy. Jeśli okaże się, że łączy ich z ladacznicami coś więcej niż interes, najgorszym co możesz zrobić to zaatakować ten przybytek, gdy są w środku. Ale, jeśli chcesz wyhodować sobie na prawdę nieustraszonego i zajadłego wroga – opuścił głowę a w kącikach oczu pojawiła się łza – Zabijasz wszystkie ladacznice, zaraz po wyjściu żołdaków. Możesz być pewien, że prędzej czy później oni Cię znajdą. A śmierć Twoja zależna będzie tylko od tego, jak mocną miłość zniszczyłeś.

 

---------

 

Deszcz padał od kilku dni. Nie bardzo pamiętał od ilu, w ogóle niewiele pamiętał oprócz twarzy, dzieci, kobieta, śmierć płomienie .. wstrząsnął nim spazm płaczu, ale nie było łez.

Wypuścił sondę ... W przełęczy wyczuł ich, tropił ... nie pamiętał jak długo. Orkowie z klanu Ghall, mieli być wytępieni, ale on wiedział, szukał, teraz ... teraz przyszedł jego czas.

 

--------

 

-Bogini, wytłumacz słudze...

-Tak?

-Widzę zbrojnego, piechur w ciężkiej zbroi, ale nie rozumiem. Brak tarczy, dwa miecze, ciężka zbroja ... tak nie da się walczyć.

-Głupcze, widzisz, ale nie rozumiesz! Zbroja to mitrill w najczystszej postaci, lekka jak dla zwiadowcy, twarda jak diament. Miecze to adamant i księżycowy metal, najlepsze na walkę z hordą. Nie ma tarczy bo nie idzie się bronić, idzie zabijać idzie w końcu umrzeć. Biedak, nie wie, że to wszystko ułuda, kłamstwo. Tylko jego śmierć będzie prawdziwa, lecz żaden bóg nie pozwoli odejść tak skrzywdzonej istocie bez legendy

-Bogini ...

-Tak

-Wybacz o Pani, byłem ślepcem.

-Wiem, dla tego ludzie zwą Cię widzącym ... jesteś ślepy, ale zawsze pytasz.

 

--------

 

Wpadł w pierwsze szeregi orków z furią tajfunu. Jego oczy ... czarny ogień, szał śmierci, głębia pochłaniająca ofiary.

W pierwszych szeregach zakotłowało się, padły pierwsze trupy. Nie musiał dbać o taktykę, nie musiał mierzyć ciosów, gdzie nie skierował się któryś z mieczy padał trup. Jednak zaskoczenie nie trwało długo. Horda, szczególnie  orków słynęła z twardych wojowników.

Szeregi się zwarły, tarcze podniosły, włócznie zaczęły szukać miejsca pomiędzy częściami zbroi. Niewiele zdawało się zmieniać. Wojownik tańczył taniec śmierci, kolejne trupy padały, zdawał się niezwyciężony, jednak ...

Pierwsza włócznia pokryła się czerwienią, w morzu zielonej krwi pojawiła się czerwona kropla ... jedna, następna. Wojownik nic nie czuł. Cios, cios, nie ma czasu na gardę ... żona, zabita gnolowym bełtem, jej zwłoki gwałcone przez gobliny, dzieci ... jedno pożarte żywcem, drugie rozerwane na strzępy przez wargi. On przywiązany do pala ofiarnego. Łzy, wybawienie, cierpienie ... śmierć.

Pierwsze szeregi orków już wiedziały, nie walczyły z człowiekiem, walczyły z samą śmiercią, a z nią ... nie da się walczyć.

Człowiek już nie stał, poruszał się na klęczkach. Raz po raz bełty zagłębiały się w miejsca odsłonięte od zbroi, nie ginął. Nikt nie chciał podejść i zadać ostatecznego ciosu.

-Nazywam się Kirshal – wycharczał wojownik. – I zabieram was ze sobą na mocy prawa wiecznej zemsty.

Ogień z jego oczu rozlał się na całą hordę. Koniec. Koniec cierpienia, koniec wszystkiego

-Chodź ze mną powiedziała Bogini, bardowie już układają pieśni na Twój temat, ja jednak muszę Ci coś powiedzieć, musisz poznać prawdę człowieku.

 

--------

 

-Wasza wysokość, posłaniec z wieży magicznej. To ponoć pilne.

-Wasza wysokość – następny głos był przerażony – widziano rozbłysk czarnego ognia na zachodzie

-Panie – mag był, magiczny w każdym calu. Kapelusz, szata kostur. Czego mógł chcieć? Od setek lat żaden z nich nie pojawił się na zamku.

-Tak, czegóż chcecie?

-Panie, horda powraca, zginął pierwszy umarły strażnik, gotuj zbrojnych, okaże się, czy ludzie przetrwają i to niebawem.

Władca pobladł. Nigdy nie słyszał, żeby komukolwiek udało się zabić choć jednego umarłego strażnika, musiał trafić na setki wrogów. Kończy się czas pokoju.

 

(z kronik początków mroku rok zagłady)

Wszelkie prawa do powielania, czy kopiowania zabronione. Do inspirowania nie ;P

lut 28 2014 Wojna ...
Komentarze: 0

Nowelkę dedykuję Sandrze:

Bez Ciebie to coś by nie powstało ... samo wylazło z głowy i nie byłem w stanie tego powstrzymać.

 

-Nie wolno Ci Pani chylić przed nikim głowy, to Tobie na tym łez padole pokłon winni i zbrojni mężowie i w ogień niebieski odziani aniołowie. Nie uciekniesz przed przeznaczeniem, walki z nim zaniechać trzeba.

Oczy wojownika skupione na kobiecie zdawały się wypalać w jej oczach ogniste rany.

-Ale czy jest nadzieja mój drogi generale? - głos jedwabiem spływał po wojowniku, który opuścił wzrok.

-Dość uciekania Pani, jeśli mamy umierać, to teraz i tu, za to za co wierzymy, za to co kochamy, za tą, którą kocham.

Kobieta w oczach wojownika przez chwilę dostrzegła smutek i łzy. Odwrócił się, mrok dookoła był coraz gęstszy. Zastępy demonów gotowały się do ostatecznego uderzenia.

Położyła rękę na ramieniu wojownika.

-Masz rację i nie zostanie Ci to nigdy zapomniane, twoje męstwo i twoja miłość generale ... odwzajemniona.

Odwrócił się do niej gwałtownie i spojrzał jej w oczy. W jego oczach zapłonął ogień, autentyczny, najpierw zimny straszny, potem coraz mocniejszy i gorętszy. Zdawało się, że jego oczy stały się ogniem. Skinął głową i odszedł w stronę podkomendnych. Tam gdzie dotarł rozpalała się pochodnia nadziei i wiary. Płomień przechodził z jednych na drugich, z wojowników na magów, z magów na uzdrowicieli, z kobiet na mężczyzn. Zawładnął całą armią.

Kobieta stała wstrząśnięta, łzy ciekły jej z oczu. Sięgnęła po kostur szepcząc. „Nie ma silniejszej magii ponad miłość, nie ma silniejszej motywacji ponad wiarę. Dziś albo nigdy.”

Nagle z setek tysięcy gardeł wydarł się na ciemny i złowieszczy świat okrzyk. Po raz pierwszy od dawna nie był okrzykiem bólu, czy rozpaczy. Był to okrzyk pełen nadziei dla przyjaciół i obietnicy dla wrogów ... przerażającej obietnicy. Kostur zaczął się jarzyć błękitną poświatą. Pierwsze szeregi wojowników ruszyły do walki. W ich oczach płomień wyglądał niczym zapowiedź największych kaźni. Berserkerski  szał wstąpił w ludzi. Szał który zapoczątkowała miłość.

Okrzyk przeszedł niemal w wycie, szał był namacalny ... po raz pierwszy mrok poczuł ... strach.

Kobieta spojrzała w górę.

-Słońce! –krzyknęła – po 30 latach po raz pierwszy widać słońce!

Zastępy zbrojnych runęły na demoniczną armię, nie było odwrotu, nikt się nie cofał, nikt nie prosił o litość. Ta wojna była o miłość, nie mogło być inaczej.

(z kronik powstawania królestwa ludzi rok ognistego serca)

Wszelkie prawa do powielania, czy kopiowania zabronione. Do inspirowania nie ;P